#13day

Wtorek 13-stego. Późno, jak na nas, wstałyśmy i na jakiś czas pożegnałyśmy się z Niemcami. Przez wczorajsze problemy z internetem potrzebowałyśmy miejsca z dobrym WiFi, dlatego na śniadanie wybrałyśmy się do pewnej pod tym względem restauracji - McDonald's. Podczas tej podróży zdążyłyśmy zapomnieć, jak smakuje fast food, więc ten posiłek sprawił nam lekkie trudności. Połączenie sieciowe nas nie zawiodło, więc mogłyśmy wstawić poprzedniego posta i jechać dalej. Na autostradzie, przez pewien odcinek drogi, mogłyśmy jeździć bez ograniczeń (ale bez obaw, zachowywałyśmy zdrowy rozsądek). Dzisiejszego dnia przejechałyśmy również przez inne państwo - Luksemburg, lecz prawie tego nie zauważyłyśmy. Odhaczone, zaliczone. Natomiast Bruksela nie dała się minąć niezauważenie i zatrzymała nas na dobre półtorej godziny, chociaż nawet nie wjechałyśmy do centrum. Po kilkugodzinnej jeździe dotarłyśmy do Ghent. 4 000 km za nami, więc teraz zwalniamy tempo. Żeby nie było monotonnie, tym razem śpimy w przyczepie. Zostawiłyśmy walizki i udałyśmy się na zapoznawczy spacer do serca miasta. W jego trakcie udało nam się trafić do restauracji, która jak się okazało, serwowała tradycyjne belgijskie potrawy. Jako, że menu napisano w niezrozumiałym dla nas języku, pozwoliłyśmy kelnerowi wybrać nasze dania. Był to doskonały pomysł, gdyż z wielkim smakiem zjadłyśmy to, co nam podano. Najedzone, wróciłyśmy do hostelu i zabrałyśmy się za pisanie, które stało się już naszym nawykiem. Slaap lekker!




Hipisowski camping pod dachem starej fabryki.


Sprawiedliwy podział obowiązków.
(Jakby co stoimy w korku, bo jeździmy z dwoma rękami na kierownicy, drodzy rodzice :))


Rzeka przepływająca przez Ghent.


Belgijskie frytki4three. (Kochani rodzice, mieścimy się w budżecie).


Czekamy na Zuzię.


Woskowa figura Mai pod naszym nowym domem.


Brakuje tylko przystojnego pianisty.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

#TheEnd

#23day

#1day